P.S. Ahipa jest przepyszna!
niedziela, 25 kwietnia 2010
19-20.04.2010 Carapari A-HIP-HIP!-A
P.S. Ahipa jest przepyszna!
czwartek, 8 kwietnia 2010
25.03.2010 Aguas termales - dzień trzeci
…trzeci (i niestety ostatni) dzień naszej wyprawy był dość spokojny. Pobudka o 4 rano, żeby zobaczyć naturalne gejzery na wysokości około 5200 m. Chyba nie muszę mówić jak bardzo mroźny był to poranek :) . Mieliśmy jednak szansę na rozgrzanie naszych ciałach w gorących wodach termalnych. Niewielu ostatecznie zdecydowało się zrzucić ubrania przy minusowej temperaturze na zewnątrz. Ja pozostałam wśród tych zazdroszczących tym zanurzonym :) . Kolejny wschód słońca podziwialiśmy tym razem przy unoszącej się z ciepła ziemi parze, widok bajkowy. Dalej pojechaliśmy zobaczyć jeszcze jeden wulkan i lagunę i tu zdjęcie grupowe: od lewej -> Eline (Holandia), Ki (USA), Debbie (Holandia), Simon (Anglia – mój ulubieniec), Andrew (USA) i ja – Polska! Na koniec odwiedziliśmy urocze miasteczko, gdzie trochę odpoczęliśmy nad lazurowym strumykiem i spotkaliśmy stado lam, które właściwie się do nas uśmiechały (mniam). Napawałam się dokładnie każdym jednym momentem tej podróży. Jestem pewna, że żadnego z nich nigdy nie zapomnę.
Jak zwykle ślę moc gorących pozdrowień!
24.03.2010 Laguna Colorada – dzień drugi
…nie spaliśmy tej nocy prawie wcale. Postanowiliśmy zobaczyć również wschód słońca nad Salar (i poskakać ponownie :) ). Na początek dnia pojechaliśmy się pogimnastykować na skałach porozrzucanych na pustyni (tym razem piaszczystej), chwilę później podziwialiśmy aktywny wulkan (nieco przerażające), górę o siedmiu kolorach, andyjskiego liska napotkanego po drodze i wreszcie dotarliśmy do Laguny Colorada (4278m). A to jest miejsce magiczne… i podobnie jak Salar, nierzeczywiste. Kolorowa laguna, dzięki żyjącym w niej mikroorganizmom zabarwiona jest częściowo na ciemnoróżowo, podobnie jak brodzące w niej gromady flamingów (3 różne gatunki). Jej brzeg z kolei jest śnieżnobiały a całość otaczają góry i wulkany. I jak tu się napatrzeć? Brak mi słów, żeby opisać to miejsce i mam nadzieję, że załączone zdjęcia będą w stanie to wytłumaczyć. Kolejny cud natury.
Nasz ‘hotel’ tej nocy to sklecona z kamieni chatka, w której przykryci kocami na zmianę zgrzytaliśmy zębami. Ponieważ nie było większej różnicy w temperaturze wewnątrz i na zewnątrz (i tu i tu około zera) postanowiliśmy ruszyć się z naszego barłogu i zrobić kilka zdjęć fenomenalnego kolejny raz nieba. Oprócz wygłupów w stylu Y.M.C.A, napisałam swoje imię latarką! Nie miałam pojęcia, że można takie zjawiska utrwalać aparatem fotograficznym ale uwielbiam efekt! Jak zwykle, dużo zabawy, mało snu. Brrr…
23.03.2010 Salar de Uyuni – dzień pierwszy
23 marca rano zapakowałam się ze znajomymi, naszym przewodnikiem (kierowcą) i kucharką w jeepa i rozpoczęłam 3-dniową wycieczkę. Pierwszym punktem była pustynia solna Salar de Uyuni (3653m), największa na Ziemi (12 106 km2), ale chciałoby się powiedzieć nie z tej Ziemi. Już jak wjeżdżaliśmy czułam jakbyśmy wkraczali na jakąś inną planetę. Wokoło nie było nic oprócz perfekcyjnie błękitnego nieba nad nami i rozległej, błyszczącej w słońcu, wręcz oślepiającej bieli pod nami. Jak tylko wysiadłam z samochodu jedyne co chciałam robić to biegać, skakać i krzyczeć co sił. Nie wiem skąd ale wszyscy dostaliśmy jakiś dziwny zastrzyk pozytywnej energii. Już w pierwszym momencie zrobiliśmy mnóstwo zdjęć a wszystko było jeszcze przed nami. Jechaliśmy około 1,5h żeby dotrzeć do wyspy kaktusowej gdzie nasza kucharka przygotowała dla nas lunch. Tutaj, na środku pustyni solnej po raz pierwszy spróbowałam lamy i muszę przyznać, że była pyszna :). Później mieliśmy czas, żeby wspiąć się na sam czubek kaktusowej oazy i podziwiać ogrom białego morza soli. Choć słońce grzało niemiłosiernie, niemalże wbiegliśmy na samą górę. Wciąż pamiętam jak szczęśliwa byłam tam na szczycie, i to był jeden z tych momentów, którym naprawdę pragnęłoby się dzielić. Uwierzcie mi, o Was wszystkich wtedy pomyślałam :). Kiedy w końcu zeszliśmy na ‘ziemię’ i ochłonęliśmy chwilę przy zimnej Paceñi (tutejsze piwo) przyszedł czas na kreatywne zdjęcia, czyli kto lepiej wykorzysta białą perspektywę. Załączam kilka zdjęć z moim udziałem. To była świetna zabawa i kupa śmiechu. Jako jedyni zostaliśmy na pustyni do zachodu słońca. Tej nocy spaliśmy tuż na brzegu pustyni w hotelu z soli i tej nocy widziałam najpiękniejsze gwiaździste niebo w moim życiu…
niedziela, 4 kwietnia 2010
20-21.03.2010 Tarabuco
Podobne parady widziałam tu już kilka razy ale jak dotąd mi się nie znudziły i za każdym razem jak widzę ten szczęśliwy tłum (patrz pan na zdj. nr 3) to po prostu serce roście. Już oczekuję kolejnej f(i)e(s)ty!
Przy okazji chciałabym wszystkim życzyć Wesołego Alleluja!
Que Tengan una Semana Santa Hermosa!